Wataha Etavlon
Tereny Watahy Iki => Góry => Wątek zaczęty przez: Vanahetti w Czerwiec 04, 2013, 20:21:21
-
(http://www.horyzonty.pl/photos/thumb/large/smg01389heri.jpg)
-
Weszłam,nie za bardzo wiedząc,gdzie jestem...Widok stąd był taki piękny...
-
Wszedłem. Zacząłem się wspinać na górę. (po lewej) ''To jak pielgrzymka'', pomyślałem. ''Długie, uciążliwe i bezcelowe''.
-
Siedziałam już na szczycie...Wspięcie się tam zajęło mi chwilę,ale warto było!
-
W końcu dotarłem na szczyt. Wciągnąłem w płuca świeże górskie powietrze, zamykając oczy. Gdy je otworzyłem, zauważyłem obcą waderę.
-
Nie zwróciłam uwagi na to,że nie jestem już sama.Wciąż siedząc przyglądałam się pięknym widokom,nie mogąc oderwać od nich oczu...
-
Stanąłem wyprostowany na najwyższym punkcie tej góry i spojrzałem w dół.
-
Kiedy zawiał wiatr,poczułam obcy mi zapach...zapach jakiegoś basiora.Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam w kierunku,z którego wiał wiatr.Stał tam mile wyglądający basior.
-Nie za wysoko? Spora część wilków woli siedzieć blisko ziemi...-zagadałam.
-
Uśmiechnąłem lekko i odwróciłem, nadal stojąc na skale.
-Nie... Moim żywiołem jest powietrze. Od dzieciństwa kochałem wysokości. - mój uśmiech stał się nieco wymuszony, ale nie dałem nic po sobie znać.
-
-Dobra,w takim razie pozostała mi tylko prośba: nie spadnij!-powiedziałam,uśmiechnęłam się i zamerdałam ogonem.
-
Uśmiechnąłem się szeroko, zrobiłem krok do tyłu i... spadłem. W locie zrobiłem się niewidzialny. Rozłożyłem niewidoczne skrzydła i wleciałem bezszelestnie ponownie na szczyt.
-
Przeraziłam się.Podbiegłam do Krawędzi,ale nigdzie nie widziałam nieznajomego basiora...Przestraszyłam się,że coś mu się stało...
-
Spróbowałem ukryć cisnący mi się na pysk szeroki uśmiech, ale w końcu się poddałem. Podszedłem do wadery i stanąłem w swobodnej pozie za nią. Pojawiłem się.
-Boo!
-
Pisnęłam głośno,prawie spadając z góry.Na szczęście złapałam się jakoś krawędzi i wspięłam z powrotem.
-Nie strasz mnie tak!-warknęłam przez śmiech.
-
Uśmiechnąłem się z wyższością.
-A podobno Alphom wolno wszystko.
-
-Ja tam nie wiem,nie znam się...-mruknęłam.
-Ale straszyć mnie ci nie wolno!-zaśmiałam się.
-
-Wolno. - oznajmiłem twardo, po czym uśmiechnąłem się szeroko. -Ale nie będę już tego robił. - ukłoniłem się i pocałowałem waderę w łapę. Wyprostowałem się, wciąż z uśmiechem. -Jestem Vanahetti.
-
Zarumieniłam się lekko.
-Miło mi poznać tak uroczego basiora...Jestem Cherry ^^-również się uśmiechnęłam.
-
-Domyślam się, że jesteś w mojej watasze. - mrugnąłem do Cherry.
-
-Tak...Jestem.-uśmiechnęłam się.
-
-Miło mi cię poznać. Podoba ci się w Iki?
-
-Może dużo nie widziałam,ale chyba tak,podoba mi się ^^
-
-Cieszę się. - uśmiechnąłem się.
-
Uśmiechnęłam się i znów popatrzyłam na cudowny widok...
-
Zacząłem rozciągać mięśnie. Po chwili stanąłem na szczycie skały, drepcząc w miejscu, aby się przxgotować.
-
Patrzyłam zaciekawiona,co robi basior...
-
Po rozgrzaniu mięśni zacząłem węszyć. Podszedłem do jednej ze skał i zacząłem ją obmacywać łapami, szukając otworów. Znalazłem cztery dziury, w które włożyłem pazury i pociągnąłem. Kawałek skały odszedł gładko jak pokrywa pudełka. Wyciągnąłem stamtąd coś w rodzaju małej torby z wieloma rzemieniami (ludzki plecak...xD) i założyłem na grzbiet. Zsunąłem ukryte dotąd w grzywie futra gogle na oczy i podszedłem do krawędzi. Ze szczytu na sam dół było więcej metrów niż mierzył Mount Everest. Mrugnąłem do Cherry, poćwiczyłem parę oddechów ibuki i skoczyłem.
-
Patrzyłam tylko,jak Vanahetti spada w dół...nie mogłam nic zrobić,ale wiedziałam,że nic mu nie będzie.Uśmiechnęłam się.
-
Jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią pociągnąłem za jedną z linek, aby rozłożył mi się spadochron. Wylądowałem i odpiąłem plecak. Złożyłem ponownie kawał materiału i wcisnąłem torbę między kamienie. Gogle ponownie założyłem na głowę. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem w szczelinę w górze, wyglądającą jak paszcza jakiejś besti, najeżona zębami.
-
Nie widziałam,co się dzieje na dole...Popatrzyłam jeszcze chwilę na cudowny widok i zaczęłam powoli schodzić na dół...
-
W końcu wyszedłem ze szczeliny, zabrałem plecak, rozłożyłem niewidoczne skrzydła i zacząłem lecieć na szczyt.
-
Po jakimś czasie byłam już w połowie drogi.Usiadłam na skalnej półce,żeby odpocząć.
-
Doleciałem do połowy szczytu i wylądowałem obok Cherry.
-
-Jak się spadało?-spytałam i zaśmiałam się.
-
-Nieźle. - uśmiechnąłem się szeroko.
-
Zamerdałam ogonem.
-Heh...muszę chyba zacząć schodzić,bo pewnie trochę mi to zajmie...-powiedziałam i wstałam.
-
Przewróciłem oczami i zacząłem schodzić.
-
________________________
Muszę iść.
-
_____________
Papa...
-
_____________________
Już, ale jestem na tablecie.
-
Dłuuugo zajęło mi schodzenie z góry,ale w końcu byłam na dole.Położyłam się,bo się zmęczyłam.
-
Zszedłem na dół i zacząłem iść w kierunku wyjścia.
-
Nie ruszałam się...byłam zbyt zmęczona.
-
Wyszedłem.
-
Po dłuuuugim odpoczynku wstałam i wyszłam.